środa, 16 kwietnia 2014
Rozdział I
5 lat później
Wyjazd do Rio spadł na Fer jak piorun z jasnego nieba. Zdążyła już sobie zaplanować urlop, jak zwykle w małej wiosce na Maderze, gdzie wynajmowała zwykle dom na tydzień lub dwa, ba, zdążyła nawet zrobić niezbędne przedwyjazdowe zakupy, kiedy wszystko wywróciło się do góry nogami.
Zaczęło się od trzęsienia ziemi w redakcji. Jordi Oro, specjalny mundialowy wysłannik serwisu internetowego "La Furia Roja", w dziale informacyjnym którego pracowała Fernanda, padł, powalony okrutnym atakiem kamieni żółciowych. Obyło się bez operacji, ale lekarz kategorycznie wykluczył wszelkie podróże i wystawił Jordiemu długie zwolnienie z pracy.
- Co ja mam robić? - jęczał Joan Rosell, redaktor naczelny serwisu, szlochając niemal swemu zastępcy w gors. - No co ja mam robić?
- Sam pojedź? - zasugerował delikatnie Xavi Perez, zastępca.
- Nie mogę! - naczelny targnął się za siwiejące resztki włosów. - Ktoś musi tu wszystkiego pilnować!
- A ja? - zaprotestował Perez.
- Ty? - Joan prychnął wzgardliwie. - Ciebie znowu ktoś natnie na grubą kasę, jak ostatnio. A może poleciałbyś...?
Xavi zbladł jak ściana.
- Ja, no wiesz, ja nie... Samoloty... One na mnie źle działają... No sam rozumiesz - rzekł wykrętnie.
Prawda była taka, że Xavier Perez panicznie bał się latać, do tego stopnia, że żywy i dobrowolnie nie wsiadłby do żadnego samolotu.
- Tak myślałem... - mruknął pochmurnie Joan.
- A może Dolores? - podsunął ochoczo Xavier.
- Dolores jest w ciąży, w dodatku zagrożonej. Odpada - mruknął Rosell.
- A Sergio? - zastępca naczelnego był gotów na wszystko, byleby tylko odsunąć od siebie widmo podróży samolotem.
- Sergio jest kretynem - skrzywił się Joan. - To znaczy ma świetną pamięć do cyfr i nikt tak nie opracowuje statystyk jak on, ale pisać? Sergio jednego składnego zdania nie stworzy!
Xavi podrapał się po czarnych, sztywnych lokach, westchnął, zakręcił się, po czym dostrzegł na drugim końcu pomieszczenia redakcyjnego Fernandę, korygującą teksty, przed wpuszczeniem ich do netu.
- A ona?
Joan Rosell przyjrzał się korektorce uważnie.
- Jeszcze nic samodzielnie nie pisała - rzekł powoli. - Ale właściwie to ma talent...
I tak oto Fernanda została wysłana do Brazylii.
Teraz siedziała w samolocie, patrząc na bezmiar Atlantyku, hen na dole i próbując opanować bicie serca. Co ją tam czeka? Brazylia jest wielka, a jej dawny prześladowca tkwił za kratami, ale nie potrafiła opanować złych przeczuć.
A jednocześnie czuła się wolna i uskrzydlona, tak, jakby otwierały się przed nią bramy nowego, nieznanego świata. Było to bardzo dziwne uczucie.
Xabi ledwo zdążył rozlokować się w pokoju hotelowym, podziwiając widoki położonej nieopodal Rio, Mangatariby, gdy ciszę rozdarł kobiecy krzyk. Bask czym prędzej wypadł z pomieszczenia patrzac na pobladłą twarz pokojówki, która słaniała się na nogach wskazując palcem drzwi. Na korytarzu czwartego piętra zaroiło się od reprezentantów La Furia Roja odzianych w czerwone koszulki i granatowe spodnie, gdyż za kilka minut zaplanowany był spacer po okolicy.
Jako pierwszy do kobiety podszedł Diego Costa, chcąc sprawdzić co też wywołało w niej taką panikę.
- Czy dobrze się pani czuje?- zapytał po portugalsku.
- On nie miał...nie miał!- łkała nastolatka.
Jakby w odpowiedzi na pytanie naturalizowanego Hiszpana drzwi do pokoju otworzyły ukazując w progu wytatuowaną, odzianą jedynie w skąpy ręcznik, sylwetkę Sergio Ramosa na którego wydepilowanej klacie lśniły kropelki wody.
- So to za spiekofishko?- zabulgotał z ustami pełnymi piany.
- Kurwa Ramos czy ty nie masz w pokoju gaci?!- Gerard Pique spojrzał na Sevillczyka z wyrzutem. - Nie każdy chce oglądać twojego pindola!
- A co? Może masz większego?!- Sergio zaszarżował na Katalończyka uzbrojony w szczoteczkę do zębów.
Ręcznik, który okalał jego biodra zsunął się z nich lądując u stóp obrońcy, przez co każdy kto stał na korytarzu mógł podziwiać skarby Ramosa.
Dziewczyna krzyknęła przeciągle zasłaniając oczy rękami a reprezentanci Hiszpanii jak na zawołanie ryknęli gromkim śmiechem. Costa machnął ręką idąc za pokojówką, natomiast Iker z Xabim zastanawiali się czy już zacząć się załamywać.
- Odziej się Ramos. - Casillas wkroczył pomiędzy niego a Gerarda.
- No co, prysznic brałem - zamamrotał Sergio, podnosząc ręcznik.
- Wielki pokaz, mały okaz - mruknął sentencjonalnie David Villa, patrząc w ślad za odchodzącym obrońcą.
Śmiech piłkarzy ponownie wypełnił hotelowy korytarz.
Jakieś piętnaście minut później wszyscy reprezentanci Hiszpanii opuścili swe pokoje i zgromadzili się na dziedzińcu przed hotelem.
- Macie dwie godzinki czasu wolnego, potem wszyscy przychodzą na obiad, jasne? - zarządził trener del Bosque. - A, Iker, jest umówiony wywiad z jakąś dziewczyną z "La Furia Roja", czeka w altanie. Weź no sobie kogoś do towarzystwa...
- Trener się boi, że tę dziennikareczkę nasz El Gato też bzyknie? - zapytał Costa kąśliwie.
- Nieee, on bzyka tylko jedną - zachichotał Busquets.
- Zamknąć twarze! - zagrzmiał trener. - Casillas, wybierz sobie kogoś, kto nie zrobi wsi i załatwcie to.
- Ja chcę! - Sergio Ramos podniósł w górę obie ręce. - Ja!
- Ramos, ty już dzisiaj dałeś występ - odparł Iker. - Pokojówce się będą twoje klejnoty śnić w koszmarach sennych.
Sergio zajrzał dyskretnie za gumkę od spodni.
- Nie wiem, dlaczego... - westchnął.
Przez drużynę przeleciały smieszki i chichoty.
- Xabi, pozwolisz? - poprosił Casillas. - Ty na pewno zrobisz dobre wrażenie.
- O, na jego widok laska zdejmie majty przez głowę - rzekł Costa półgębkiem.
- Sam byś to chętnie zrobił, nie? - Nando Torres szturchnął Diega w bok.
Prawie cała La Furia Roja jęła się pokładać ze śmiechu, kwicząc i płacząc, Diego Costa zaś, mimo ciemnej cery, spłonął czerwienią godną strażackiego wozu.
Tymczasem Iker i Xabi spokojnie pomaszerowali w stronę altany.
Tam, na białej ławce, oświetlona promieniami słonca, siedziała kobieta, która na ich widok poderwała się pospiesznie, przygładzając dłońmi prostą sukienkę w kolorze głębokiego indygo. Ciemne włosy miała gładko zaczesane do tyłu i spięte w węzeł na karku i była piękna.
Prawdę mówiąc jej fryzura, sukienka o kroju przywodzącym na myśl lata sześćdziesiąte i ta niepowtarzalna uroda przez chwilę sprawiły, że wziął ją za cudownie powstałą z grobu Romy Schneider, aktorkę, którą zachwycała się jego matka. Jednak nie, to nie była Romy, ta dziewczyna była tylko do niej bardzo podobna.
I oszałamiająco piękna.
- Witam panów - zaczęła nieco nerwowo. - Nazywam się Fernanda Vega i jestem dziennikarką serwisu "La Furia Roja".
- Dzień dobry pani - rzekł Iker, a na jego bladym, zmizerowanym ustawicznymi wojnami z Carbonero, obliczu wykwitł uśmiech. - Ja jestem Iker Casillas, a to jest Xabi Alonso.
- Dzień dobry - Xabi ujął drobną dłoń dziewczyny i potrząsnął nią delikatnie, jakby bał się, że może ją stłuc.
- Chciałabym nagrać z panami wideo powitalne z Rio a potem króciutki wywiad, mam tutaj gdzieś pytania. - sięgnęła do aktówki przeszukując nerwowo jej zawartość. Gdy znalazła materiały potrzebn do pracy potknęła się o kabel kamery i byłaby upadła na drewnianą podłogę altany, gdyby nie szybki niemalże bramkarski refleks Xabiego. Nie pozwolił jej upaść, łapiąc ją w ramiona i leciutko przytrzymując w pasie. Nagle świat zewnętrzny zwolnił na parę chwil, ptaki przestały śpiewać a wiatr szeleszczący w konarach drzew ucichł jak w kilka minut przed nadejściem burzy.
Argentynka spojrzała w oczy Baska czując jak przez jej ciało przetacza się gwałtowna, oślepiająca fala, która niczym niewidzialna siła przyciąga ją bliżej niego. Przymknęła oczy, chcąc odpędzić nagą wizję w której piłkarz jawił jej się w blasku południowoamerykańskiego słońca, nagrzewającego ten ognisty kontynent. Odsunęła się od niego i nagle poczuła jak świat znów jest taki sam. Zachodzące słońce kładło na wzniesieniach złocistoczerwone promienie a w zagajniku cytrusowym z cicha rozpoczynało się granie cykad. Iker Casillas kaszlnął dyskretnie chcąc zakomunikować dziennikarce, że nie mają całej wieczności. Xabi miał ochotę zamordować przyjaciela wzrokiem.
Dziewczyna zrobiła na nim ogromne wrażenie i wiedział, że nie tylko on poczuł gwałtowną potrzebę bycia blisko. Zdarzyło mu się to pierwszy raz w życiu i jeszcze nie całkiem doszedł do siebie. Wywiad wydawał mu się za krótki a jego odpowiedzi zbyt oklepane i oczywiste. Chciał porozmawiać z nią o czymś zgoła innym i mniej prozaicznym. Pierwszy raz w życiu chciał posiadać magiczne moce, których użyłby do wysłanie Ikera w orbitę okołoziemską.
- Dziękuję panom za poświęcony mi czas i mam nadzieję, że nie zbłaźniłam się do końca, to mój pierwszy dzień w Rio. - Fernanda uśmiechnęła się podając każdemu dłoń na pożegnanie.
- Czy stan Jordiego jest poważny?- Iker ocknął się ze swoich przemyśleń.
- Z tego co wiem już jest po operacji, ale w trakcie wystąpiły powikłania i niestety trzeba było ciąć w innym przypadku przeszedłby zabieg laparoskopii. Niestety będą panowie musieli jakoś wytrzymać ze mną.
- Albo pani z nami. - posumował Casillas. - Szczerze pani współczuję, ostatnia kobieta która z nami współpracowała za każdym razem gdy jest jakaś większa impreza, zachodzi w ciążę. Zgraja buzującego testosteronu nie jest łatwa do opanowania.
- Chwilowo jesteście panowie zdani na mnie. Niestety nikt nie mógł w tym czasie polecieć do Brazylii.
- To wspaniale...- wyrwało się Xabiemu, zaraz jednak zorientował się jak to musiało zabrzmieć. - To znaczy wspaniale, że jednak nie przerażamy pani aż tak bardzo.
Iker spojrzał na przyjaciela spod oka. Rzadko się zdarzało, żeby Alonso plątał się w zeznaniach, zwykle jego baskijskie opanowanie pozwalało mu zachować przytomnośc umysłu nawet w najdramatyczniejszych momentach. Coś tu się kroiło. Casillas wyczuwał, że między tymi dwojgiem coś się rodzi, może nawet miłość.
Miłość, pomyślał Iker. A idźcie wy mi w cholerę z tą miłością...
Tysiące kilometrów dalej, w niewielkim hotelu w Montevideo, Federico del Toro podziwiał w łazienkowym lustrze swoją nową fryzurę w kolorze ciemnego blondu. Wyglądał w niej całkiem nieźle, a jak jeszcze zgolił zarost i dołożył okulary zerówki w kwadratowych oprawkach typu telewizor, sam siebie mógłby nie rozpoznać. To było dobre. Czekała go daleka droga, więc lepiej było się nie obnosić z własną twarzą, chociaż ze szpitala psychiatrycznego wyszedł najzupełniej legalnie.
Uśmiechnął się sam do siebie.
To było takie proste. Tak samo szybko, jak nauczył się co powinien mówić i robić, by uznano go za niepoczytalnego, pojął jak ma zachowywać się człowiek wyleczony. Przepisanych mu psychotropów oczywiście nigdy nie zażywał, chowając je ukradkiem w szybie wentylacyjnym. Kiedyś, w dziewiętnastym wieku, gdy wzniesiono budynek Azylu świętego Judy Tadeusza dla umysłowo chorych w Zarate, ogrzewanie opierało się na kominkach, a szyby wentylacyjne rozprowadzały ciepłe powietrze po pokojach pacjentów. Lata później zamontowano kaloryfery, ale szyby zostały, teraz właściwie zupełnie już zapomniane, dzięki czemu stanowiły wygodną skrytkę.
Gdy tego pięknego, czerwcowego dnia stanął przed obliczem rady lekarskiej, wiedział już, że wygrana będzie po jego stronie. I była, uznano go za zdrowego i nie zagrażającego społeczeństwu, po czym zwolniono ze szpitala. Przekroczywszy bramę z jedną chudą walizką w dłoni już wiedział co będzie robić.
Szukać jej.
Szukać swego anioła.
Omal jej nie stracił przez tę jej cholerną rodzinę. Od początku go nie cierpieli, zwłaszcza ta dziwka Ana. Wszyscy mówili, że Ana i Antonia są identyczne, ale on widział co innego. Antonia to był anioł z nieba, anioł, który go kochał. A Ana... Od pierwszej chwili, gdy zostali sobie przedstawieni, widział w jej oczach nieufność. Podjudzała Antonię przeciw niemu, karmiła ją kłamstwami.
Musiała umrzeć, to jasne. Musiała umrzeć, by miłość Federico i Antonii mogła trwać.
Nie musiał się teraz bardzo wysilać, by dowiedzieć się, że Antonia wyjechała z Argentyny. Jeszcze mniej wysiłku kosztowało go zdobycie pieniędzy, ot, trafił na jakiegoś bogatego chłopka, który przyjechał do Buenos kupić samochód i kretyńsko machał na prawo i lewo harmonią pieniędzy. Zwabienie go w odludne miejsce, pod pretekstem oględzin auta, nie stanowiło żadnego problemu, zatłuczenie cegłą również.
Dzięki szmalowi kmiotka idioty Federico załatwił sobie bez trudu lewe papiery i niezbyt legalną przeprawę przez La Platę, do Montevideo. Tam uruchomił swoje stare kontakty i zdołał ustalić, że jego anioł, podróżujący pod zmienionym nazwiskiem, właśnie wylądował w Rio de Janeiro. Cóż, witaj zatem Brazylio.
I witaj aniele.
A jeśli nie będzie go chciała?
Federico przygładził włosy i wyprostował się.
Jeśli Antonia nie będzie należeć do niego, nie będzie należeć do nikogo.
__________________________________________________________________
Witajcie!
Jesteśmy wzruszone tak dużym odzewem na nasze opowiadanie! Mamy nadzieję, że nie zawiedziemy waszych oczekiwań i wyjdzie nam tak jak zamierzamy.
Specjalnie na potrzeby tego opowiadania a także dla wprowadzenia do historii stworzyłyśmy trailer!
"Trailer La tormenta"
Miłego czytania!
Fiolka&Martina :*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"Wielki pokaz, mały okaz" - David moim mistrzem xd
OdpowiedzUsuńNo i padło na dziewczynę, by spędziła ten czas z piłkarzami! W sumie chętnie bym się z nią zamieniła ^^
A ten cały kmiotek na końcu... Już go nie lubię!
Czekam na kolejny!
hah, ja to czuję się rozbrojona tekstem mojego ukochanego Davidka podsumowującym jakby przedstawienie w którym główną rolę odegrał Sergio.
OdpowiedzUsuńw sumie dawno nie czytałam opowiadanie o LFR, a to z pewnością bedzie ciekawe, bo już w pierwszym rozdziale wiele się dzieje.
przy okazji zapraszam na nowy rozdział para-siempre-fcb.blogspot.com pozdrawiam.
David wygrał wszystko tym tekstem :D
OdpowiedzUsuńCzyżby Xabi się zakochał? No nie mogę uwierzyć.
Ten cały Federico niech trzyma się z dala od dziewczyny! Bo pożałuję i pozna gniew Alonso, hahaha.
Czekam na nowy! Pozdrawiam :D
'- O, na jego widok laska zdejmie majty przez głowę - rzekł Costa półgębkiem.
OdpowiedzUsuń- Sam byś to chętnie zrobił, nie? - Nando Torres szturchnął Diega w bok.' hahahahaha normalnie nie mogę powstrzymać śmiechu :D zapowiada się fantastycznie! Zielenie z zazdrości, co ja bym dała, żeby znaleźć się na miejscu Fernandy...:) Tylko obawiam się tego Federico... jakiś psychol to na pewno, ale jest też Xabi, który ją ochroni :3
Pozdrawiam! B
David przyćmiewa wszystkich hahahah
OdpowiedzUsuńNie powiem, ciekawie się zapowiada, jeszcze Fer jest na nich skazana, jak to skazana, przecież to sama przyjemność xd
Wszystko pięknie ładnie, oprócz tego Federico, idiota, dlaczego musiał ją tak szybko znaleźć? Niech w drodze do niej ma wypadek czy coś... Czekam nn
Zapowiada się cudownie! Nie mogę się doczekać ciągu dalszego! Bardzo dziękuję za info o rozdziale :)
OdpowiedzUsuń"Wielki pokaz, mały okaz" MISTRZOWSKIE! haha tak jak nagi Sergio xD
OdpowiedzUsuńuwielbiam czytać opowiadania, w których piłkarze besztają się jak najęci <3
kurcze, cudownie piszecie! tylko zastanawia mnie jeden fakt: bo najpierw jest napisane, że dziewczyna ma na imię Fernanda a pod koniec, że Antonia... myślę, że to jest po prostu mały błąd rzeczowy ;p
no nic, czekam na następny <3
To nie błąd. Antonia i Fernanda to jedna osoba :)
UsuńAle klimat :D uwielbiam to jak wręcz czuję to słońce na skórze. Generalnie uwielbiam pana Rudobrodego, ale to wiecie. I nie ogarniam co chodzi po głowie prześladowcy Ferny
OdpowiedzUsuńPS. Błagam wyłączccie captchę
"Wielki pokaz, mały okaz" Villa moim mistrzem <3
OdpowiedzUsuńA po tym rozdziale już wiemy bardzo dużo. Mamy klasycznego psychopatę i mamy Fernandę vel Antonię. I on ją znajdzie. Nie będzie z tym najmniejszego problemu.