środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział II

                                                           
                                                              *music*

   Lenor de Medeiros  nienawidziła poranków, gdy była spóźniona a cały świat stawał na głowie, żeby nie udało jej się dotrzeć na lotnisko.
    O szóstej  miała stawić się na odprawie w Galeao(Lotnisko w Rio) do którego trzeba było dojechać dwadzieścia kilometrów. Nastawiony na czwartą trzydzieści budzik w telefonie dziwnym trafem całkowicie się wyłączył przez co obudziła się pół godziny po czasie. Nie zdążyła zjeść porządnego śniadania, jedyne na co miała czas to kilka łyków kawy i pięciominutowy prysznic, który skończył się poślizgnięciem na mydle i stłuczeniem łokcia. Gdy w bólach udało jej się w końcu wyjść z mieszkania, okazało się że sąsiadka pożyczająca wczoraj jej garbusa, zapomniała go zatankować. Samochód nie chciał zapalić a zegarek niemiłosiernie pokazywał piątą trzydzieści.
    Nie było szans, żeby dostała się do Galeao w tak krótkim czasie, tym bardziej że mieszkańcy Rio o tej porze śpieszyli się do pracy a korki sięgały kilku kilometrów. Jakimś cudem udało jej się znaleźć taksówkarza, który za drobną dopłatą zgodził się docisnąć pedał gazu, dzięki czemu na lotnisku była o piątej pięćdziesiąt pięć.
    Właśnie biegła w stronę kolejki do odprawy, gdy na jej drodze stanęła pękata torba w lamparcie cętki ze złotymi dodatkami. Lenor potknąwszy się o nią poleciała do przodu i niechybnie wybiłaby sobie górne jedynki, gdyby w ostatniej chwili nie złapała równowagi.
Właścicielka torby podbiegła do niej z mordem widocznych w zielonych oczach.
    - Jak biegniesz ty głupia idiotko?!- warknęła po hiszpańsku. - Chciałaś zniszczyć mojego Birkina od Hermesa?! Wiesz ile to kosztowało?
    - Może grzeczniej? - zapytała Lenor. - Postawiłaś ją na środku lotniska, mogłam złamać nogę! Poza tym kóz na pastwisku z tobą nie pasałam, żebyś zwracała się do mnie per ty a już zwłaszcza oceniała mój stan umysłu. Możesz tak napadać na swoje psiapsiółki. - powiedziawszy to chciała ją wyminąć, ale ciemnowłosa zołza nie miała zamiaru odpuszczać.
    - I co myślisz, że puszczę ci to płazem?! Wiesz kim jestem?! Sara Carbonero!
    - Lenor de Medeiros.
    - Jestem partnerką kapitana La Furia Roja!
    - A ja jestem ich tłumaczem a teraz ty uniemożliwiasz mi pracę, bo kłócisz się na środku lotniska o torebkę jak jakaś przekupa na targu. A teraz wybacz, nie mam czasu na roztrząsanie problemów tego kalibru. - powiedziawszy to zostawiła ziejącą furią Sarę Carbonero.
    Kolejka posuwała się niemiłosiernie wolno, jak na potrzeby Lenor, tak wolno, że dziewczyna miała ochotę poganiać ludzi drągiem. Wreszcie jednak bagaż wylądował na taśmie i zniknął w paszczy lotniskowej maszynerii, Lenor zaś poddała się odprawie osobistej, na której nic jej podejrzanie nie brzęczało, a celnik nie okazał się erotomanem i nie zapragnął rewizji osobistej, więc  wszystko przebiegło dość sprawnie.
    Kiedy dotarła do właściwego wyjścia, okazało się, że przedstawiciele La Furia Roja pomaszerowali już do samolotu. Z włosem rozwianym i dzikim błyskiem w oku tłumaczka galopowała przez płytę lotniska, ścigając się z elektrycznym wózkiem bagażowym, na którym jej wysłużona walizka wyglądała jak Kopciuszek, przy luksusowych bagażach piłkarzy.
    - Jestem tłumaczką reprezentacji Hiszpanii! - na poły wydyszała, na poły wykrzyknęła Lenor, rzucając się na szyję stewardesie, czuwającej przy trapie.
    - Ma pani kartę pokładową? - zapytała cierpko stewardesa.
Lenor w lekkim popłochu popatrzyła na swoje ręce, potem na rozpiętą torebkę, o pojemności średniego kufra, z której wystawał kłąb wepchniętych tam pospiesznie papierów.
    - To, tu chyba mam, zaraz - powiedziała, wydzierając ów kłąb, potem łapiąc w locie wylatujące z niego papiery, wreszcie lokalizując ten właściwy.
    Stewardesa obejrzała niespiesznie kłąb, obejrzała dowód tożsamości Lenory i wskazała na trap.
Tłumaczka pocwałowała po schodkach jak rączy rumak, upychając papierzyska na powrót w torebce i wpadła jak tajfun do kabiny, w której rozlokowywali się właśnie zawodnicy.
I potknęła się o wyciągnięte na środek przejścia nogi Jordiego Alby.
     Leonor zamachała rozpaczliwie rękami, z jej torebki posypały się na fotele i podłogę różne rzeczy. Straciła równowagę i padłaby jak długa, gdyby nie nadchodzący z przeciwnej strony Pepe Reina. Bramkarz Napoli złapał dziewczynę zwinnie, uśmiechnął się szeroko i postawił na nogi.
    - Niezła obrona - pochwalił spod okna Busquets.
    - Sam byś ruszył zadek, a nie - skarcił go Reina. - Pomóż przynajmniej pozbierać rzeczy pani... No właśnie, jak pani na imię?
    - Leonor de Medeiros - odparła energicznie Leonor której właśnie wrócił normalny sposób myślenia. - Jestem waszą oficjalną tłumaczką na Mundialu. Dziękuję za pomoc, panie Reina.
Energicznie uścisnęła dłoń bramkarza.
    - Nie będę się przedstawiał, bo widzę, że mnie pani zna. Alba! - Pepe szturchnął końcem buta białe adidasy Jordiego. - E! Mówię do ciebie!
Jordi ściągnął z uszu wielkie słuchawki, które kompletnie odcięły go od świata.
    - Czego? - zapytał leniwie.
    - Schowaj te swoje kopyta - polecił Reina. - Bo spowodowałeś wypadek. I podaj ten papier, wyleciał pani z torebki.
    Przez chwilę Leonor, Reina, Busquets i Jordi byli zajęci zbieraniem tego wszystkiego, co wyleciało z torebki tłumaczki. Kiedy ostatni zagubiony przedmiot wrócił do właścicielki, a przyciśnięty przez Pepe Reinę Alba wydukał przeprosiny, Leonor mogła wreszcie przejść do meritum.
    - Muszę się odmeldować u pana del Bosque - rzekła. - Nie wiecie gdzie on jest?
Reina podrapał się w zamyśleniu po łysinie.
     - Chyba siedzi w... no wie pani. - wskazał głową drzwi do toalety. - Zeżarł coś egzotycznego i trochę mu zaszkodziło. Ale skieruję panią do kapitana. Ikeeeeeeeeeeeeer!
    Na przeraźliwy ryk Pepe Reiny zza przedostatniego rzędu foteli wychynęła ciemna czupryna, tak rozczochrana, jakby jej właściciel programowo nie używał grzebienia.
    - Nie wrzeszcz tak - rzekł jej właściciel. - Po drugiej stronie Atlantyku cię słychać.
    - To jest nasza tłumaczka - rzekł Pepe Reina. - Zajmij się nią, póki szef nie wróci ze świątyni dumania.
    Golkiper Napoli oddelegowawszy Brazylijkę do Casillasa pobiegł na przód samolotu. Lenor nie wiedziała czy może usiąść czy dalej ma stać w przejściu, kapitan nie wydawał się być w nastroju do rozmów.
    - Lenor de Medeiros. - przedstawiła się.
    - Iker Casillas. - wskazał jej wolne miejsce obok siebie. Siedzący po drugiej stronie Jesus Navas, uczynnie umieścił bagaż Lenor w luku nad siedzeniami.
    Pomiędzy tłumaczką a Ikerem nastała krępująca cisza, przerywana rykami z przodu samolotu, gdzie Reina i Ramos przeraźliwie jęczeli do mikrofonu w rytm andaluzyjskiej pieśni torreadorów.
Drzwi od toalety skrzypnęły przeraźliwie, zaraz potem wygramolił się z niej selekcjoner, trzymając się za wystający brzuch z twarzą przypominającą dojrzałego kapara.
    - Tak to jest jak człowieka przyszpili i musi nieoczekiwanie biec na posiedzenie zarządu. - mruknął człapiąc w stronę swojego miejsca.
    - Szefie pani Lenor jest naszym tłumaczem. - Iker wskazał siedzącą obok niego Brazylijkę.
Del Bosque poprawił wymiętą koszulkę zapraszając Lenor na wolne miejsce obok siebie. Po krótkiej rozmowie  wezwał do siebie Ramosa z mikrofonem, niemalże wyrwał mu go z ręki porykując tubalnym głosiskiem.
    - Raz, dwa trzy...- dmuchnął w mikrofon. - Słuchajcie miśki mam do zakomunikowania dwie rzeczy! Po pierwsze zaraz odlatujemy do Salvadoru i macie zachowywać się kulturalnie a po drugie lecą z nami dwie panie a właściwie trzy bo jeszcze nie ma na pokładzie Sary. A właściwie to chciałem powiedzieć, że w tym momencie na pokładzie jest z nami pani Lenor de Medeiros nasz tłumacz oraz przedstawicielka La Furia Roja, która będzie dokumentować wasze poczynania od fazy grupowej do finału, jeśli zepniecie dupska i do niego dojdziecie.

    Diego Costa podniósł się z fotela taksując wzrokiem Lenor. Dziewczyna miała wrażenie, że  ciemne oczy jej rodaka zaglądają jej pod bluzkę i majtki.
    - Ja znam portugalski. - mruknął niekulturalnie. - Mógłbym tłumaczyć.
    - Ty przede wszystkim masz kłapotać po hiszpańsku a tłumaczenie zostaw profesjonalistom. - odciął się Villa.
    - Dziękuję ci Davidzie. - del Bosque spojrzał na napastnika Atletico. - Dostosuj się Costa, albo będziesz miał ze mną do czynienia!
    Naturalizowany Hiszpan klapnął na swoje siedzenie zakładając na uszy wielkie słuchawki, tym samym odcinając się od dalszej konwersacji z grupą.
    Po skończonej prezentacji Lenor przesiadła się do tyłu, bo tam znajdowało się miejsce oznaczone numerem z jej karty pokładowej, tymczasem do samolotu wkroczyła Sara Carbonero, bez ceremonii przestawiając stojącego w przejściu trenera. Bystre oko Lenor odnotowało, że na widok partnerki Iker oklapł i jakby poszarzał, kontrastując tym ostro z Xabierem, który ujrzawszy kobietę idącą za Sarą zaczął wyraźnie promienieć.
    Lenor uniosła brew i przyjrzała się pięknej szatynce o niebieskich oczach. I ona nie była obojętna na rudobrodego, stwierdziła tłumaczka, bo napotkawszy jego wzrok zarumieniła się, a jednocześnie zaczęła bić od niej łuna szczęścia.
"Ohoho" pomyślała Lenor. "Tu się kroi romans!".
    Carbonero usiadła na fotelu od strony przejścia, odcinając tym samym Ikera od reszty samolotu, po czym obrzuciła niechętnym spojrzeniem obie pozostałe przedstawicielki własnej płci, obecne na pokładzie.     Niebieskooka piękność, wyraźnie nie speszona wrogością Carbonero, obejrzała swoją kartę, po czym usiadła obok Lenory.
    - Fernanda Vega - przedstawiła się, wyciągając prawicę.
    - Lenor de Medeiros - Brazylijka odpowiedziała dziarskim uściskiem dłoni. - Jesteś Hiszpanką?
    - Właściwie to nie - odpowiedziała z lekkim wahaniem Fer. - Jestem Argentynką. Byłabym jednak wdzięczna, gdybyś o tym nikomu nie mówiła.
    - Nie ma sprawy - odpowiedziała Lenor. Fernanda poczuła wdzięczność, że Brazylijka nie zechciała dociekać przyczyn jej prośby.
    Z ostatniego rzędu foteli roznosić się poczęło monotonne narzekanie Sary Carbonero, prawiącej Ikerowi kazanie. Casillas wyglądał jak człowiek poddawany chińskiej torturze, tymczasem oskarżycielsko wyciągnięty palec Sary wznosił się i opadał w takt jej słów.
    - ...jesteś gwiazdą, jesteś kapitanem, musisz zachowywać się poważnie, a ty znowu szalałeś z chłopakami w hotelu jak sztubak...
     - Najlepiej przykuj go do siebie łańcuchem - wymamrotała Lenor.
     - Co za megiera - wyrwało się równocześnie Fer. Dziewczyny spojrzały na siebie i prychnęły śmiechem. Sara posłała im mordercze spojrzenie.
     - Proszę wszystkich o zajęcie miejsc - stewardessa pojawiła się w kabinie bezszelestnie niczym duch. - Proszę także o wyłączenie telefonów komórkowych i zapięcie pasów.
    Ramos, Reina i Villa klapnęli w rzędzie przed dziewczynami i natychmiast odwrócili się w ich stronę.
    - O, widzę, że Sarunia zaczęła swój codzienny wykład - zauważył złośliwie bramkarz.
    - Najchętniej wystawiłbym ją z samolotu w locie - mruknął Ramos. - Bez spadochronu.
    - Dla pewności przywiązałbym jej kowadło - odmruknął David.
    - Panowie, nie przesadzacie trochę? - zapytała Fernanda.
    - To jest modliszka - rzekł ponuro Ramos. - Tylko patrzeć, kiedy odgryzie Ikerowi głowę.
    - Na razie mu ją suszy - zauważył Villa.
Lenor spojrzała na Casillasa, siedzącego z miną cierpiętnika.
    - Nie dość że święty, to jeszcze i męczennik - stwierdziła.
Trzej zawodnicy ryknęli śmiechem.
    - Ale, ale, ja nie przedstawiłem paniom tych dwóch mutantów - zreflektował się Reina. - To jest Sergio Ramos, niedoszły torreador i mistrz w wystrzeliwaniu piłek na orbitę, a to David Villa Maravilla. Naszą tłumaczkę - zwrócił się do kumpli. - Przedstawił wam trener, jej towarzyszka zaś, to pani Fernanda de Vega.
    - Skąd pan zna moje nazwisko? - Fernanda poczuła się zaskoczona.
    - Od Brodatego - zaśmiał się Reina. - Nie wiem co mu pani zrobiła podczas tego wywiadu, ale nie może przestać o pani mówić, chociaż gadatliwy nie jest. O, nawet teraz się na panią gapi.
    Fer spojrzała we wskazanym przez bramkarza kierunku. Istotnie, bursztynowe oczy Xabiego Alonso skierowane były na nią, natomiast na ustach piłkarza błądził lekki uśmiech. Uśmiech, od którego, Fernanda poczuła to wyraźnie, wszystko w jej wnętrzu zdawało się topić, niczym lody w piekarniku.

    Dzień później na Arenie Fonte Nova ,La Furia Roja rozegrała swój pierwszy mecz podczas Mundialu w Brazylii.
    Przeciwnikami podczas tej potyczki byli Holendrzy głodni wygranej po porażce w finale MŚ z 2010 roku. Del Bosque postanowił wystawić do tego zadania nowy skład z debiutującym Diego Costą w roli napastnika dając mu do pomocy kolegę z Atletico, Davida Villę.
    Hiszpanie rozgromili Holendrów 3:1 a jedyną bramkę dla Oranjes ku wściekłości Arjena Robbena strzelił Robin van Persie.
    Ekipa la Furia Roja zmierzała do szatni w szampańskich humorach, najbardziej zadowolony był Diego Costa, któremu udało się strzelić dwa gole w tym jeden w rzucie karnym, po faulu Robbena na Villi.
    - Jestem zwycięzcą!- ryczał na całe gardło Costa. - Jestem brazylijskim objawieniem w hiszpańskich szeregach!
    - Te objawienie rusz dupsko pod prysznic bo zaraz jedziemy do hotelu. - do szatni wparował del Bosque. Uśmiechał się pod wąsem a jego trenerskie ego roznosiła duma. Widok pogrążonych Holendrów był niczym miód na jego selekcjonerskie serce.
    - Trenerze czy możemy dzisiaj walnąć sobie drinka?- zza prysznica wychylił się Ramos z namydloną głową, przesłonięty jedynie ręcznikiem.
     Od strony łaźni poleciała w niego butelka szamponu trafiając w sam środek pienistego kokona, odbijając się od niego i rykoszetując w Bartrę.
    - Aua! - ryknął stoper Barcelony.
    - Przepraszam Marc. - sumitował się Reina. - Chciałem przymknąć Ramosa!
    - Odwalcie się!- obruszył się Sergio. - To jak będzie trenerze?
    - Możecie wypić, ale jak mi któryś po pijaku zrobi burdę to nogi z dup powyrywam, zrozumiano?
    - Tajest!- odkrzyknęli unisono piłkarze.

    Fernanda zagubiła się w korytarzach Areny Fonte Nova, skręcając nie w ten korytarz w który powinna. W duchu rugała się za brak wydrukowanego planu pomieszczenia. Do tej pory praca w redakcji ograniczała się do poprawiania tekstów starszych kolegów, dyżurów świątecznych i pisania krótkich notek informacyjnych. Jordi, który dochodził do siebie po operacji woreczka znał każdy, nawet najnowszy stadion, tak dobrze jakby spędzał w nim całe dnie.
    Któryś z identycznie wyglądających korytarzy zaprowadził ją do drzwi, zza których wydobywały się kakafoniczne dźwięki przypominające ryczenie niedźwiedzi w czasie godów i ujadanie dingo na australijskich preriach.
    Uśmiechnęła się pod nosem, chcąc przejść dalej, gdyż jak słusznie podejrzewała za drzwiami znajdowała się szatnia zwycięzców. W tym momencie jej iphone zawibrował w kieszeni jeansów wydając z siebie przeciągłe bipnięcie.
    Odblokowała ekran spodziewając się smsa od swoich mocodawców, zamiast tego na białym ekranie pojawił się jeden wyraz:
"Tęskniłaś?"
    Pod Argentynką ugięły się nogi a ciało runęłoby na podłogę, gdyby w ostatniej chwili nie otworzyły się drzwi od szatni a w progu stanął Xabi Alonso odziany jedynie w ręcznik.
    Spojrzała na atletyczne ciało Baska, czując jak panika przeradza się w coś czego źródło biło wewnątrz jej ciała. Gorąca fala, która zabarwiła jej policzki czerwienią, objęła płomieniem całe jej ciało.
Xabi zauważywszy drżenie dziewczyny, podtrzymał ją delikatnie nie wiedząc, że swym dotykiem roznieca iskrę przeskakującą pomiędzy ich ciałami.
     Prawie zapomniany telefon w dłoni Fernandy znowu zawibrował i ogłosił dźwiękiem nadejście kolejnej wiadomości.
"Idę do ciebie, Aniele".
Każdy wyraz odciskał się w umyśle Fer jak piętno, wypalane rozpalonym żelazem.
Ciemność litościwie zawarła nad dziewczyną swe opiekuńcze skrzydła.
Fernanda zemdlała.

_____________________________________________________________________
Przed Wami kolejny rozdział brazylijskiej burzy, mamy nadzieję że Wam się podoba!
                                                    Życzymy miłego czytania! 

                                                                        Fiolka&Martina :*

12 komentarzy:

  1. JAK JA KOCHAM ŁYSOLKA REINE, JAK JA KOCHAM VILLE MARAVILLE! ♥
    Na początku dziewczyna miała pod górę z dotarciem na lotnisko, później do samego samolotu! Później jeszcze Sara, a ptfuuuu!
    Czekam na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ależ mi się podoba ten rozdział. bardzo fajnie to wszystko wyszło.
    czuję, że obie panie z pewnością się dogadają i wyniknie z tego jakaś fajna przyjaźń. Ikusiowi to ja współczuję, nie dość, że święty to i faktycznie męczennik. umiejętnie wykreowałyście Sarcię aby dało się wyczuć kontrast bez problemu.
    ah, a co do końcówki to kochany Xabiś jeszcze pomyśli, że to z jego powodu, tj. widoku tak apetycznego, męskiego ciała zemdlała Fer xD
    czekam na kolejny i przy okazji zapraszam do siebie na (wcale nie taki nowy rozdział) para-siempre-fcb.blogspot.com pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! :D Czeeekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. hmm... skąd ja znam ten pośpiech i robienie z siebie debila potykając się o wszystkie napotkane rzeczy? xD
    kurde, ale mnie ta Sara wnerwia, Iker, OBUDŹ SIĘ CZŁOWIEKU!
    Sergio w swoim żywiole, jak zwykle xD
    mój Robin strzela gola przeciwko Holandii na MŚ, mhmhm, fajnie by było :D
    końcówka przyprawiła mnie o dreszcze :))
    czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze: Wasze opowiadania wymiatają po całości:)
    Po drugie: A bohaterowie to nawet się nie mówi :D ( skąd wy czerpiecie takie pomysły?!)
    Opowiadanie zapowiada się mega ciekawie, dobrze że Xabi jest na maxa oczarowany Fernandą, ktoś ją musi przecież ratować;)
    Iker jak zawsze na przekichane, Sara jest nie do wytrzymania, zróbcie coś z nią, proszę^^
    Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg i pozdrawiam serdecznie:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudny rozdział, jak zawsze z resztą ;*
    Nie dziwię się Xabiemu, że Fernanda tak mu się podoba, a sądząc po zwiastunie to... aww, ohoh <3
    Współczuję Ikerkowi także, niech on Sarę we wszytskim opowiadaniach zostawi już tak na zawsze, ahah.
    Czekam na kolejny ;*
    P.S. Serdecznie zapraszam na 8 rozdział, który pojawił się na http://he-was-gone.blogspot.com/ pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej, uśmiałam sie z tej akcji w samolocie jak nigdy xd rozdzial mega ;* Iker Święty Męczennik xd o boze ;D
    Czekaj, bo chyba nie jestem w temacie, bo nie ogarniam kto to do niej napisal, ale chyba za chwile zajrze na poprzednie i cos mi moze zaswita :)
    Buziaki! :*
    P.S
    the-gunners-love-and-other-drugs.blogspot.com : zapraszam na nowosc :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedny Iker! Niech ktoś coś zrobi z Carbonarą bo zamęczy go na śmierć!
    Rozdział jak zawsze świetny. Zresztą z reprezentacją La Furia Roja nie może być nudno, u nich zawsze się coś dzieje. Ramos taki z lekka nieogarnięty, ale to chyba jak w każdym opowiadaniu :D No i przede wszystkim Xabi i Fer, kroi się coś, oj kroi :) Czekam na nowy :))

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej :) Przepraszam ze komentuje dopiero teraz, ale wczesniej nie miałam czasu :C rozdział jak zawsze wspaniały i z nutką komizmu! :D A ta Sara to już normalnie masakra :P czekam na jakąś ostrą wymianę zdań jej z Leonor :3

    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  10. Panie trenerze, kocham pana <3 To jest człowiek, który ich potrafi jakoś ogarnąć. A wygląda jak uroczy dziadziuś :)
    Costa w reprezentacji Hiszpanii. No tak, myślę, że ten scenariusz jest niestety scenariuszem stuprocentowym - o ile mu się nie trafi jakaś kontuzja.
    Lubię Lenor ;) Jest fajna ;) I ma fajne loczki :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Już nie lubię Sary, jej zarozumialstwa i panoszenia się. Mam nadzieję, że dziewczyny utrą jej nosa ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Przepraszam! Boże, nawaliłam znów i nadrabiam teraz dwa i pół miliona rozdziałów. Ale jak podejrzewałam, złapał mnie leń i teraz ślęczę przed laptopem i czekam aż wyparują mi oczy.
    Ale rozdział mega! To taka osłoda na dziś, że znów ktoś jeździ po Carbonero. Poważnie zastanawiam się nad napisaniem opowiadania z nią w roli głównej. A "Modliszka" byłoby idealną nazwą. Ja pewnie tego nie zrobię, bo zapomnę, to może Wy? :D
    Wracając do opowiadania - myśląc o prześladowcy biednej Fernandy widzę Fabio Coentrao. Muszę się leczyć. Czekam na nowy rozdział i pozdrawiam!!!
    :*

    OdpowiedzUsuń

Komentarze typu "Fajny blog. Zapraszam do mnie" będą automatycznie kasowane a reklamowane w nich blogi ignorowane. Jeśli czytasz naszą twórczość i masz chęć skomentowania, prosimy o wiadomość związaną z treścią rozdziału.
Fiolka&Martina