wtorek, 13 maja 2014

Rozdział IV

                                                       
                                                             *music*


    Burza rozłożyła swe mroczne skrzydła nad Salvador, zamieniając noc w festiwal wagnerowskich grzmotów i niemal nieustających błysków. Palmy za oknem gięły się, chłostane wiatrem i deszczem, a Fernanda, odziana w schludną niebieską piżamę, przewracała się z boku na bok w hotelowym łóżku, bezskutecznie usiłując zasnąć. Emocje minionego dnia dawały się jej jednak we znaki, a w głowie płynął nieustanny i nie dający się wyłączyć potok myśli.
    Ten straszny człowiek ją znalazł, znowu wisiał nad nią niczym cień drapieżnego ptaka nad uciekającą ofiarą. Czy już przez całe życie będzie musiała oglądać się przez ramię? Czy nigdy nie zazna wytchnienia od ciągłego strachu? A już się wydawało, że zostawiła przeszłość za sobą i będzie mogła wreszcie zacząć normalne życie. mieć męża, dzieci, rodzinę...
    W wyobraźni Fernandy natychmiast pojawiło się przystojne, męskie oblicze, zdobne w miedzianorudą brodę. Och, Fer nie mogła tego ukrywać przed sobą, Xabi podobał jej się i to bardzo. W wyjątkowy sposób łączył w sobie męską siłę i niespotykaną delikatność oraz ciepło. A kiedy ją dzisiaj pocałował...
Z piersi dziewczyny wydarło się głośne westchnienie. Pokój utonął na chwilę w oślepiającym błysku kolejnego pioruna.
    Wiedziała jednak, że nic z tego nie będzie, bo być nie może. Była przeklęta, skazana na samotność, a wiążąc się z Xabierem naraziłaby na niebezpieczeństwo ze strony tego szaleństwa również i jego. A do tego przecież dopuścić nie mogła. Dlatego ten jeden pocałunek musiał być początkiem i końcem zarazem.
    Za oknem huknęło gromko, jakby podkreślając ponure myśli Fernandy. Dziewczyna jęknęła i spojrzała na zegarek w komórce. Trzecia piętnaście. Czy ta burza nigdy się nie skończy?
Zagrzmiało jeszcze raz, już nie tak mocno, błysnęło i znowu zagrzmiało.
Sekundę po umilknięciu grzmotu za drzwiami apartamentu coś cicho stuknęło/
Fernanda wstrzymała oddech.
Może ogłuszony niebiańską kanonadą słuch płatał jej figle?
   Stuknięcie powtórzyło się, wyraźne w zapadłej chwilowo ciszy, potem coś zgrzytnęło, jakby ktoś przeciągnął czymś twardym po laminowanej powierzchni drzwi.
Serce tłuklo się jak oszalały ptak w piersi Fer, gdy szła przez pokój.
    - Jest tam kto? - zapytała drżącym głosem.
Cisza.
    - Halo? - przyłożyła ucho do drzwi.
Nagły huk pioruna uderzającego gdzieś blisko sprawił, że Fernanda podskoczyła z cichym krzykiem.
    - Jaka ja jestem głupia - powiedziała, śmiejąc się nerwowo. - To tylko moje ner...
Na korytarzu ktoś zachichotał, tuż pod samymi drzwiami pokoju Fer. Krzyknęła znowu, tym razem głośno i odskoczyła jak oparzona, potem wypadła jak szalona na korytarz.
Był pusty, przynajmniej do chwili, póki z sąsiedniego pokoju nie wybiegła Lenor, w żółtej koszulce z wielkim numerem 3 na plecach. Jej loki powiewały niczym wariacka aureola dookoła głowy.
    - Boże, co się stało, krzyczałaś? - zapytała, chwytając Fer za ramiona.
    - Wydawało mi się... - zaczęła niepewnie Fernanda. - Ktoś chyba chodził po korytarzu.
Tłumaczka puściła ją i zaczęła się śmiać, jednocześnie przykładając rękę do serca.
    - Aleś mnie przestraszyła - chichotała. - Myślałam, że się coś strasznego stało, a to... Ihihihi... A to pewnie Santi Cazorla się znowu przekradał do automatu z batonikami!
    - Santi podżera nocą...? - zdziwiła się Fer.
    - A żebyś wiedziała! - Lenor niemal pokładała się ze śmiechu.- Del Bosque mu narzucił ostrą dietę, a on bez słodyczy żyć nie może! Wczoraj go nakryłam!
    - Boże, a ja się tak przestraszyłam! - Fer również zaczęła się śmiać.
    - To przez tą burzę - stwierdziła Lenor, trzymając się za brzuch. - Wszystko się wydaje jak w horrorze, takie mrrroczne i straszne! Słuchaj, rąbnijmy sobie po kielichu wina i idźmy spać, a jutro zmyjemy Santiemu głowę za straszenie po nocy!
I tak właśnie zrobiły, a kieliszek wina podziałał na Fernandę jak najlepszy lek. Spała głęboko i bez snów.

    Iker nie spał przez większą część nocy, przekręcając się z boku na bok, targany silnym wzburzeniem. W środku jego umysłu odbywała się taka sama burza, jaką matka natura prezentowała nad nocnym Salwadorem.
    Z ciężkim sercem musiał przyznać, że związek jego i Sary właśnie wkroczył w ostatnią fazę, gdy po miłości nie ma już śladu a resztki uczuć atakuje martwica. W dodatku bolały go docinki ze strony kolegów, gdyż nawet jego przyjaciele wytykali mu zachowania Sary. Tak jakby miał wpływ na jej epatowanie złym humorem i kąsliwe uwagi pod adresem reprezentacji a także wszystkiego co z nią związane. Nie mógł doczekać się wyjazdu pod Rio, gdzie mały Martin oczekiwał go pod czułą opieką babci Marii del Carmen.     Jego synek miał tylko pół roku a matka zamiast się nim opiekować, wolała wrócić do pracy z której i tak nie wywiązywała się należycie. Trener taktownie napominał Ikera, że Sara nie może wchodzić do szatni kiedy ma ochotę i może lecieć z nimi wyczarterowanym samolotem, ale mieszkanie we wspólnych hotelach nie wchodzi w grę.
    Przyznał del Bosque rację, nie chciał być z Sarą dwadzieścia cztery godziny na dobę, właściwie to nie miał ochoty przebywać z nią dłużej niż to konieczne. Nieuchronna decyzja o zerwaniu wisiała nad nim niczym miecz Damoklesa a to, że jeszcze tego nie zrobił było wynikiem troski o dobro synka. Martin był najważniejszą osobą w jego życiu, nadając mu sens.
    Podczas śniadania panowała ożywiona atmosfera, większość rozmawiała o meczu z Holendrami. Xabi siedział zamyślony, co jakiś czas spoglądając na drugi koniec stołu, gdzie w towarzystwie Lenor swoje śniadanie spożywała Fernanda. Dzisiejszego dnia miała na sobie białą sukienkę w czerwone maki.     Rozpuszczone włosy falami opadały na odkryte ramiona dziewczyny, czyniąc jej postać jeszcze bardziej eteryczną i piękną.
Z zamyślenia wyrwała go rozmowa Ramosa i Pique, którzy zachwalali Fernandę na tyle głośno, że wszystko słyszał.
    - Piękna babka, ale zajęta przez Alonso, patrz jak się na nią gapi. - zarechotał Gerard.- Jak na Kastylijkę ma piękne, niebieskie oczy.
    - Moja Pilar też ma niebieskie oczy!- żąchnął się Sergio. - I też jest Kastylijką!
    - Fakt. - Gerard nagle zamilkł zorientowawszy się, że rudobrody wpatruje się w nich z miną seryjnego mordercy.
    - Możecie przestać obgadywać mnie jak plotkary? - wycedził przez zęby.
    - Ale my ciebie nie obgadujemy tylko kontemplujemy urodę Fernandy. - oburzył się Pique.
    - Niezła z niej laska co wczoraj dokładnie zbadałeś. - wyrwało się Ramosowi.
Iker w ostatniej chwili zdążył zareagować, bo Xabi wyglądał jak gotujący się czajnik. Poczerwieniał gwałtownie a na jego skroni poczęła nerwowo pulsować żyła.
    - Możecie zamknąć kłapaczki?- zapytał uprzejmie kapitan. - Pique kontempluj urodę Shakiry a ty Ramos chociaż raz mógłbyś się nie kompromitować publicznie. Czy to jest bolesne dla ciebie tak trudne do ogarnięcia?
Sergio wzruszył ramionami.
    - No przecież nic nie powiedziałem! - oburzył się. - Jak zawsze robicie afery!
    - Afery?!- Xabi wyglądał jak na skraju apopleksji. - Ja ci zaraz zrobię aferę!- gwałtownie odsunął krzesło szurając o podłogę.
Del Bosque ze swojego miejsca zaobserwował podniesienie przy stoliku zawodników, czym prędzej wezwał do siebie Ramosa i Pique.
    - Ramos, Pique do mnie! - ryknął na całe gardło. - Macie dzisiaj dodatkowy trening indywidualny zaraz po przylocie do naszej bazy.
Po skończonym śniadaniu Lenor złapała przechodzącego Santiego.
    - Słuchaj, łasuchu - rzekła groźnie. - Jak nie przestaniesz się snuć po nocach i molestować automatów ze słodyczami, to podkabluję cię trenerowi!
    - Ale kiedy ja niby się znowu snułem? - zdziwił się Cazorla. - Odkąd mnie ostatnio złapałaś w nocy żrę tylko marchewkę!
    - Dobra, dobra, nie ściemniaj! - Lenor pogroziła mu palcem. - Fer cię słyszała!
Oboje spojrzeli na stojącą obok dziennikarkę, Lenor triumfalnie, a Santi ze zdumieniem.
    - Słyszałam, że ktoś chodzi - sprostowała Fernanda.
    - To nie byłem ja! Nigdzie nie chodziłem! - wyparł się stanowczo Santi.
    - Cazorla, jakie masz dzisiaj powodzenie u kobiet! - zadowcipkował Costa, przechodząc.
    - Spadaj, orangutanie! - zażądała Lenor bezceremonialnie.
    - Ostra! Lubię takie! - rzucił Diego przez ramię, błyskając białymi zębiskami w uśmiechu.
   Nieco rozczarowana Lenor wypuściła zapierającego się jakiejkolwiek nocnej aktywności Santiego ze swych szponów, po czym dziewczyny poszły do swych pokojów, zabrać bagaże.
    - Masz wielbiciela - Brazylijka wskazała na zatkniętą za klamkę różę, jednocześnie szukając klucza do własnych drzwi. - Może to Brodaty?
    Fer uśmiechnęła się i sięgnęła po kwiat, ciekawie zaglądając do przymocowanego do łodygi wstążką bileciku.
"Bądź dla mnie gorąca, aniele. I nie martw się natrętami. Jestes tylko moja. F".
    Dopiero co zjedzone śniadanie podeszło Fernandzie do gardła, a podłoga zakołysała się pod stopami niczym pokład statku w czasie sztormu.
    - Wszystko w porządku? - Lenor próbowała podtrzymać chwiejącą się koleżankę, ale niechybnie sama by się przewróciła pod jej ciężarem, gdyby nie zainterweniował niezawodny Xabi.
Wychodził akurat z pokoju, a widząc co się dzieje, cisnął walizkę na środku korytarza, trafiając nią pod stopy nadchodzącego Juanfrana, który odruchowo przeskoczył nad bagażem z wdziękiem gazeli.
    - Alonso, jebło cię takie wielkie pudło? - zapytał zdumiony, ale Bask już trzymał w objęciach Fernandę.
    - Pani powinna iść do lekarza - oznajmił stanowczo, acz czule.
    - Nie, nic mi nie jest! - Fer odzyskała zmysły i wydarła się stanowczo z ramion Xabiego. - Proszę mnie puścić!
Zdumiony jej nagłym chłodem Alonso zwolnił uścisk.
    - Przepraszam - rzekł.
I poszedł po swój porzucony bagaż.
Temat wizyty u lekarza powrócił jeszcze w samolocie, podczas podróży powrotnej do Rio.
    - Ja nic nie mówię - Villa wyskoczył zza oparcia fotela jak diabeł z pudełka. - Ale mój szanowny brodaty kolega miał dziś rano rację. Powinnaś iść się porządnie przebadać. No nie, Pepe?
Łysina Reiny wzeszła niczym księżyc zza oparć.
    - Zgadzam się - rzekł bramkarz. - Mały przegląd by się przydał.
    - Cały czas jej to mówię! - oznajmiła Lenor, biorąc się pod boki. - A ona twierdzi, że nic jej nie jest!
    - Bo nie jest! - uparła się Fer. - Po prostu źle znoszę tropiki! Poza tym skąd wy to wszystko wiecie?
- Poczta pantoflowa, czy raczej korkowa - zaśmiał się David. - Myślisz, że kobiety mają monopol na plotkowanie?
- Jesteście gorsi niż przekupki - mruknęła Fer.

    Lot potrwał nadzwyczaj spokojnie, bo jakimś cudem Sara Carbonero nie leciała z nimi. Iker siedział na swoim fotelu z wielkimi słuchawkami na uszach, całkowicie odcięty od otoczenia. Po wylądowaniu w Rio wsiedli do podstawionego autobusu, który miał ich zabrać do bazy w Magataribie.
    Po przyjeździe trener zarządził dwugodzinną sjestę a potem wcześniejszy posiłek, trening i czas wolny aż do następnego dnia. Część z piłkarzy planowała wybrać się na zwiedzanie Rio, inni chcieli odpocząć a jeszcze inni udać się na spacer po okolicy. Kapitan zadzwonił do matki, umawiając się z nią na spotkanie w dniu jutrzejszym, chciał też zadzwonić do Sary ale natknął się tylko na pocztę głosową. Nie wiedział o co znowu jej chodzi.
    Zszedł do opustoszałej o tej porze sali gier, rozglądając się za Ramosem, który tego dnia miał zostać na dodatkowym treningu z Pique. Nie znalazł przyjaciela za to do pomieszczenia niczym diabeł tasmański z kreskówki wleciała jego dziewczyna. Widząc jej minę spodziewał się ciosania kołków na jego głowie i wylewania gorzkich żali pod jego adresem.
    - Dlaczego nie leciałaś z nami samolotem?- zapytał zanim zdążyła na niego wsiąść.
    - Jeszcze śmiesz mnie o to pytać?! - wrzasnęła.- Przez ciebie musiałam ślęczeć dwie godziny na lotnisku a potem lecieć klasą ekonomiczną! Nie wpuścili mnie do odprawy z wami!
    - Nie widziałem cię na lotnisku przed wylotem, myślałem że zostajesz żeby zrobić jakiś wywiad i polecisz z telewizją. - wzruszył ramionami.
    - Jak zwykle źle myślałeś! Czy ty naprawdę już tak zdziadziałeś i nie potrafisz pomyśleć o czymś nie związanym z bramką i rękawicami?! Jestem twoją partnerką,przez dziewięć miesięcy nosiłam twojego syna i ani słowem nie powiedziałam jak mi ciężko! Przytyłam przez ciebie i musiałam podjąć tyle wyrzeczeń żeby wrócić do pracy a ty jak zwykle masz to gdzieś! Ważny jest tylko Real Madryt i La Furia Roja a ja już się dla ciebie nie liczę! Śpię w obskurnym hotelu, podczas gdy ty wylegujesz się w pięciogwizdkowych kurortach! Del Bosque mnie nienawidzi, wszyscy robią mi na złość nawet nie mam czasu przebywać z dzieckiem bo muszę pracować! Ale ty jak zwykle nic nie mówisz, dlaczego do cholery milczysz?!- załkała fałszywie.
    - Nie wiem co ci powiedzieć, Saro. - jęknął.
Iker przez chwilę poczuł się jak idiota, bo zielone oczy Sary napełniły się łzami rozpaczy. Znów dał się zwieść jej manipulacji, zawsze gdy coś się psuło zwalała całą winę na jego pracę i brak zaangażowania. Mimowolnie chciał ją przytulić, ta jednak odskoczyła mierząc go złym wzrokiem.
    - Jak zwykle nie wiesz, jesteś bezwolny i bezsilny! Ja potrzebuję mężczyzny z jajami a nie wydmuszkami! Chcę żebyś mnie do cholery bronił przed niesprawiedliwościami! Dlaczego nie mogę sypiać w hotelu z wami a jakaś cizia dziennikareczka reprezentacyjnego serwisu i tłumaczka są blisko was?! Ja jestem ważniejsza, jestem twoją partnerką!
    - Właśnie dlatego nie możesz tutaj nocować. - próbował załagodzić sytuację. - Żadna z żon i dziewczyn nie śpi w naszej bazie.
    - Powtarzasz to jak jakąś pieprzoną mantrę! - odwróciła się zmierzając do drzwi. - Nie mam ochoty cię widywać, dopóki nie uświadomisz sobie, co jest w twoim życiu ważne ja i Martin czy twoja kariera! - powiedziawszy to wyszła z pomieszczenia stukocząc niebotycznie wysokimi szpilkami od Manolo Blahnika.
    Iker opadł na kanapę wyścielaną skórą, jakby całe życie uszło z niego w ciągu tych kilku minut. Miał tego serdecznie dość, czuł że życie ucieka mu jak piasek przesypujący się między palcami. Chociaż na zewnątrz udawał niezaangażowanego a wręcz obojętnego na tę popapraną sytuację, to od środka cały aż się gotował.     Poderwał się z kanapy niczym pchnięty niewidzialną sprężyną, szukając w pobliżu czegoś na czym mógłby wyładować swoją wściekłość.  Z całej siły kopnął w mebel, na którym jeszcze przed chwilą siedział a gdy to mu nie pomogło podszedł do ściany  chcąc z całej siły w nią uderzyć.  Już brał zamach, jego dłoń ścisnęła się w pięść lecz w ostatniej chwili ktoś go zatrzymał. Poczuł na sobie dotyk ciepłej dłoni, jakby  był to dotyk opiekuńczego anioła, który przestrzegał go przed popełnienia głupoty.
    - Pokaleczysz sobie rękę - powiedziała Lenor. - Kto wtedy będzie bronił?
    - Diego - mruknął Iker. - Albo Pepe Reina.
    - Jesteś od nich lepszy i dobrze o tym wiesz - tłumaczka trzymała rękę Casillasa w swoich ciepłych dłoniach. - Poza tym jesteś kapitanem, La Furia Roja cię potrzebuje.
    - La Furia to nie wszystko - rzekł Iker, cofając rękę. - Boże, co ja zrobiłem tej kobiecie? Śpi w pięciogwiazdkowym hotelu, a narzeka, że to nora, sama chciała wrócić do pracy, ale jej brak czasu to moja wina, co ja jej, do kurwy nędzy, zrobiłem?!
Lenor położyła rękę na drgającym nerwowo barku Casillasa.
    - Oddychasz, to wszystko co zrobiłeś - powiedziała. - Nie zwracaj na nią uwagi. Tak naprawdę liczy się tylko twój syn... i piłka.
    - Gdyby nie Martin... gdyby nie on... - rzekł Iker głucho. - Dawno bym się z nią rozstał. To ja odwołałem ten cholerny ślub, chociaż wszystko było zamówione, ja czułem... czułem, że to jakaś pieprzona pułapka! Ale nie potrafiłem jej zostawić, a potem ona zaszła w ciążę... Nie wiem, co mam zrobić, nie wiem!
    - Spokojnie - Lenor objęła Ikera. - Wszystko się ułoży, tylko musisz na to spojrzeć z dystansu, wtedy będziesz wiedział, czego chcesz. I czego potrzebuje twoje dziecko. Ja wiem, że jest ci ciężko, ale przecież jesteś dobrym, mądrym człowiekiem...
    - Jestem? - Iker wbił spojrzenie w swe drżące dłonie.
    - Jesteś - rzekła z mocą Lenor. - Ty przecież jesteś El Santo, nie? Poukładasz to sobie, tylko nie wszystko naraz. Pomaleńku, Iker, pomaleńku.
Casillas złożył steraną głowę na ramieniu brazylijskiej tłumaczki, pozwalając by jej szczupłe palce głaskały jego zmierzwioną czuprynę.
    - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - szepnęła.
    - Dziękuję ci, Lenor - odpowiedział Iker. Jego ciemne oczy zajrzały w oczy Brazylijki. - Dziękuję.

___________________________________________________________
W dzisiejszym rozdziale wzięłyśmy na tapetę Ikera, żeby troszkę zrehabilitować jego mrukliwe zachowanie.  Dziękujemy Wam za wszystkie miłe słowa w komentarzach, pamiętajcie że piszemy tę historię dla Was i każdy wpis jest dla nas motywacją. 
Życzymy miłej lektury! 

A w ramach bonusiku...

...odrobina Ikerowości.


                                                                     Fiolka&Martina :*

8 komentarzy:

  1. Iker powinien kopnąć Sarę w tyłek i odebrać jej prawa rodzicielskie w pakiecie.
    Już widzę jak zajmuje się synkiem... Podziwiam go, że jeszcze z nią wytrzymuje.
    W sprawie Fernandy... To ten Federico czy jak mu tam, trafił za nią aż tutaj? Musi być naprawdę zdeterminowany...
    Czekam na nowy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy mi się wydaje, czy Iker i Leonora coś ten teges? :D
    Poza tym, wspaniały rozdział! Na prawdę cudownie opisałyście burzę i pogodę na zewnątrz :)
    Obawiam się, kiedy 'pan od róży' uderzy. :C
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Alonso chyba pominął się z powołaniem! Z takim refleksem byłby bramkarzem światowej klasy :D A tak na serio, to ten cały Federico naprawdę nie do końca ma wszystko w porządku z głową. Współczuję Fernandzie, bo to nie wiadomo co takiemu strzeli do głowy.
    Na Sarę narzekam w każdym komentarzu to i ponarzekam dzisiaj :D Niech ktoś coś z nią zrobi bo zamęczy tego biednego Ikera.
    Czekam na następny! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko, co za psychol, dlaczego ten palant tam musiał się dostać, trzeba go gdzieś zamknąć i to szybko. Szkoda, że Fer nic nikomu nie mówi, no bo jak jej mają pomóc, a jeden psychol na grupę ludzi ma mniejsze szanse, niż jak ona będzie radzić sobie sama. Biedny Iker tylko go przytulić, niech wykopie Sare wreszcie ze swojego życia. Czekam nn.
    Zapraszam na prolog:
    http://sala342.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Toż to opowiadanie jest genialne! :D Czyta się je bardzo szybko ( aż za szybko ) i do tego niezwykle przyjemnie, bo jest naprawdę na wysokim poziomie. Podsumowując, macie kolejną fankę! :D
    Alonso jest po prostu uroczy i mam nadzieję, że z Fer jeszcze coś ich połączy. Nie dziwię się dziewczynie, że jest tak wystraszona, ale ten idiota nie może przejąć całego jej życia. Policja powinna się nim zająć i tym razem posadzić w więzieniu o zaostrzonym rygorze, a najlepiej w takim z ciężkimi pracami fizycznymi. Iker za to bez wątpienia wzbudza moje współczucie. Czy ta Sara na pewno jest normalna? Chyba trochę się jej w tej główce od nadmiaru kaski poprzewracało. A poza tym.. Lenor i bramkarz? Mmm, mi by taki układ pasował! :D
    Pozdrawiam i czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ikuś jest biedny po prostu, uciśniony przez Sarę, która w nim potrafi wzbudzić wyrzuty sumienia na dodatek. A przecież świetnie wiadomo, że to ona ma jakieś problemy ze sobą.
    Mam jak najgorsze przeczucia co do tych dźwięków na korytarzu w nocy. A na dodatek ta późniejsza róża jeszcze bardziej mnie przy nich przekonuje.
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też wierzę, ze Iker wszystko sobie w końcu poukłada i nareszcie będzie w pełni szczęśliwy ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. *nadrabiam*
    Jejku, dziewczyny! Nawet nie wiecie jak ja Wam zazdroszczę tego, że tak Wam dobrze, łatwo i lekko idzie pisanie o tylu piłkarzach reprezentacji w tak zabawny sposób, na prawdę, mam nadzieję, że z biegiem czasu tez taką umiejętność nabędę :P
    co do rozdziału: Pique i Ramos - gorsi niż baby! Costa przegina, jak zwykle :3
    biedny Iker :(( niech zerwie z tą babą! Lenor dobrze mówi, potrzeba mu czasu.
    troszeczkę mi tutaj brakuje piłkarzy takich jak Nando czy Juan Mata ;p
    świetny rozdział! pozdrawiam i idę czytać kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze typu "Fajny blog. Zapraszam do mnie" będą automatycznie kasowane a reklamowane w nich blogi ignorowane. Jeśli czytasz naszą twórczość i masz chęć skomentowania, prosimy o wiadomość związaną z treścią rozdziału.
Fiolka&Martina