wtorek, 6 maja 2014
Rozdział III
*music*
W ciasnej kanciapie masażystów zgromadził się mały tłumek zaniepokojonych i zaciekawionych osób, zapełniając szczelnie niewielkie pomieszczenie i tarasując przejście, tak, że Xabi, niosący nieprzytomną Fernandę, utknął w samym progu.
- Jazda stąd, ludzie! - rozczochrana głowa Casillasa wyjrzała zza ramienia Baska. - Kto niepotrzebny, ten wypierdala! To nie cyrk!
- Czekałem na usta -usta - zarechotał bezczelnie Costa.
Xabi obdarzył Brazylijczyka morderczym spojrzeniem.
- Słyszałeś co mówił kapitan? - zapytał lodowato. - To nie cyrk, klaunów tu nie trzeba.
- Masz jakiś problem? - Diego miał ochotę wystartować do Xabiego, ale przeszkadzał mu w tym stojący między nimi Villa.
- Diego, kiciusiu, zbastuj - zaproponował El Guaje, przyzwyczajony już do temperamentu klubowego kolegi. - Poproś doktorków, to ci schłodzą łeb tym swoim sprayem.
- Przepuść mnie - warknął Costa.
- Idź sprawdzić, czy cię nie ma gdzie indziej - niewzruszony Villa skierował Costę na korytarz. - Chodź, Cesc, znajdziemy doktorka.
Zagarnął ramieniem zapatrzonego w dekolt Fernandy Fabregasa i wyciągnął go na zewnątrz. W kanciapie poluźniło się na tyle, że Xabi zdołał dotrzeć do kozetki i złożyć na niej dziennikarkę, której z wolna wracała przytomność.
- Co się...? Co ja...? - zapytała niezbyt składnie, przytulając się do czegoś ciepłego i włochatego, co znajdowało się obok niej.
- Zemdlałaś - poinformował zwięźle Xabi Alonso, a Fernanda zorientowała się, że to, do czego się tuliła, było jego piersią. Nagą piersią, bo przystojny Bask siedział obok niej na kozetce wciąż odziany wyłącznie w ręcznik. - Jak się czujesz?
Fernanda pospiesznie oderwała policzek od torsu piłkarza. Chciała usiąść, ale w głowie jej się zakręciło, więc opadła na kozetkę, nie wiedząc co zrobić z oczyma, całe bowiem pole widzenia wypełniał jej Xabi i jego imponujące, muskularne, wspaniale zbudowane ciało.
- Trochę mi słabo - powiedziała.
Przez warującego w drzwiach jak cerber Ikera spróbował się przepchnąć Koke.
- Czego tu? - kapitan nie był w nastroju dyplomaty.
- No weź się, znalazłem jej telefon! - prychnął Kastylijczyk. - Musiała mieć go w ręku jak zemdlała!
- Daj - skomenderował Xabi, wyciągając ramię. Koke posłusznie podał mu aparat ponad ramieniem El Gato.
Przez głowę Fernandy przelatywał szaleńczy pociąg myśli. Esemesy. Od tamtego, od jej przekleństwa, to dlatego zemdlała. Nie może się do tego nikomu przyznać, nikomu!
- A co tu się dzieje? - głos trenera del Bosque zadudnił zza pleców Casillasa.
Szkoleniowiec bezceremonialnie odsunął Ikera i wszedł do pokoju, holując za sobą lekarza.
- Alonso, na litość boską! - zagrzmiał. - Idź, chłopie i włóż jakieś gacie, zanim cię o molestowanie posądzą!
Xabi nie miał ochoty się nigdzie ruszać, ale wiedział, że z trenerem nie ma dyskusji. Zmył się do szatni, ubrał w rekordowym tempie i popędził z powrotem do pokoju masażystów.
- ...być może upał, chociaż dzisiaj nie było tak gorąco - mówił doktor. - A może nagły spadek poziomu cukru. Kiedy pani ostatnio jadła?
- Rano - odparła całkiem zgodnie z prawdą Fer. - I jednego banana koło południa.
Doktor pokręcił głową z dezaprobatą.
- W tym klimacie nie wolno biegać na głodnego, proszę to zapamiętać - rzekł z naciskiem. - A teraz przepisuję pani solidną kolację.
- A to się dobrze składa, bo my akurat idziemy na kolację - powiedział trener. - Pani pójdzie z nami, tłumaczka na wszelki wypadek też.
Gdy drużyna zajechała do hotelu było już dobrze po pierwszej, obsługa hotelowa w mig zajęła się torbami zawodników, oni zaś razem ze sztabem szkoleniowym skierowali się prosto do restauracji.
Wnętrze biło po oczach luksusem i przepychem jak na pięciogwiazdkowy Sheraton przystało, białe obrusy zasłane były najlepszą porcelaną oraz srebrnymi sztućcami. Hiszpanie wypompowani po meczu rzucili się na jedzenie, jakby nie jedli przez miesiąc.
Lenor usiadła obok Fernandy, której myśli błądziły wokół adresata dwóch złowieszczych smsów. Brazylijka przejęta omdleniem nowo poznanej znajomej, nałożyła jej na talerz solidną porcję pieczonych ziemniaków, cielęcinę w sosie miętowym i górę sałatki z lokalnych warzyw, polanych oliwą z oliwek.
Fernanda automatycznie przeżuwała jedzenie, które w smaku przypominało karton, co jakiś czas wracała myślami do otaczającego ją świata patrząc wprost w zaciekawione spojrzenie Xabiego Alonso.
Tylko uczucia jakie wywoływała w niej obecność Baska, zdołały złamać mur obojętności, jaki wytwtorzył się wokół niej. Czuła jak macki przeszłości wyciągają się w jej stronę, chcąc zburzyć spokój, który z mozołem udało jej się stworzyć przez lata od tamtej tragedii. Miała nadzieję, że już nigdy nie będzie oglądać Federica del Toro, mordercy jej siostry. Złamał ją uderzając w najczulszy punkt, odbierając miłość jedynej siostry a rodzicom obie córki. Nie widziała ich od pięciu lat, gdy wyszli z sali rozpraw a ona postanowiła zmienić całe swoje życie. Teraz wszystko wróciło ze zdwojoną siłą a dawno zasklepione rany paliły żywym ogniem.
- Iker!- w sali odezwał się podniesiony głos Sary Carbonero.
Casillas z obojętnym wzrokiem spojrzał na swoją życiową partnerkę, która zmierzała w stronę stołu na niebotycznie wysokich obcasach. Podniesiony, nieco piskliwy ton jej głosu wskazywał na to, że znowu będzie miała do niego pretensje. Kiedyś byłby załamany, próbując jakoś załagodzić sytuację, teraz czuł się tak zobojętniały, że nawet nie przejął się jej obecnością. Gdyby nie półroczny Martin, ich synek miałby ją daleko w nosie. Niestety dziecko było dla Sary kartą przetargową i powodem do szantażowania go emocjonalnie. Miłość w tym przypadku była już tylko mglistym wspomnieniem, wobec Sary nie potrafił wykrzesać już nawet cienia sympatii.
- Z kim zostawiłaś Martina?- Casillas wyszedł zza stołu, biorąc Carbonero pod ramię. Oddalili się kilka metrów od stołu, prowadząc ożywioną rozmowę, która zmierzała wprost do epickiej awantury. Lenor obserwowała całą sytuację z zaciekawieniem, które zauważył siedzący po jej lewej stronie Gerard Pique.
- Tak jest od dwóch lat, ale po narodzinach dziecka Sara kompletnie ześwirowała. - wytłumaczył przyciszonym głosem. - Nie wiem jak Santo z nią wytrzymuje.
- Przydomek Santo do czegoś chyba zobowiązuje. - Lenor odpowiedziała równie konspiracyjnym szeptem.
- Może. W każdym razie współczuje mu z całego serca, chociaż jest Madridismo. - wyszczerzył się Gerard. - Moja Shak to przy tej gorgonie anioł, który spadł na ziemię. A ty masz jakiegoś chłopaka?
Lenor spojrzała na kłócącego się z Sarą Ikera, potem na ciekawskiego Pique.
- Nie. Chwilowo nie mam czasu na tego typu atrakcje. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Od czasu związku z Marcelo, który rzucił ją dla modelki z rozkladówki nie miała ochoty z nikim się spotykać. Praca, którą wykonywała uniemożliwiała jej budowanie szczęśliwego stadła i ciepła domowego ogniska. Przez większą część tygodnia była w rozjazdach, posada tłumacza międzynarodowego nie była etatem za biurkiem, wymagała wyrzeczeń zarówno z jej strony, ale także ewentualnego partnera. Marcelo nie mógł tego zrozumieć, więc zadowolił się czymś innym, być może łatwiejszym.
Wreszcie Sara fuknęła gniewnie, tupnęła zbrojną w wysoki obcas nogą, aż poszło echo, spiorunowała partnera wzrokiem i ostentacyjnie opuściła jadalnię. Drzwiami nie trzasnęła tylko dlatego, że były wahadłowe i na sprężynie, za to odepchnęła z drogi kelnera, niosącego imponującą misę sałatki owocowej z bitą śmietaną. Mało brakowało, a deser skończyłby na posadzce, jednak kelner zdołał utrzymać równowagę, mamrocząc coś o wrednych francach i aroganckich krowach, o ile ucho Lenor nie myliło.
Znużony i blady Iker wrócił do stołu i jał kończyć posiłek, bardziej z poczucia obowiązku, niż z głodu. Lenor go rozumiała, wściekła Carbonero mogła obrzydzić nawet najapetyczniejszy posiłek.
Zajęta obserwacją Casillasa Brazylijka przeoczyła zupełnie to, co działo się po jej lewej stronie. A działo się sporo. Fer zdołała niemal skończyć danie główne, gdy telefon w jej kieszeni znów dał znać o nadchodzącym esemesie.
"Brazylia jest taka piękna." głosił lapidarny tekst, a towarzyszyło mu zdjęcie plaży w Salvador.
Smartfon wymknął się z dłoni Fernandy i poleciał pod stół. Drżąca i blada dziewczyna nie myśląc wiele również zanurkowała pod śnieżnobiały obrus, nie chcąc by ktoś widział jej zaszklone łzami oczy. Kiedy łowiła aparat spod nóg Ramosa, mignęło jej przelotnie zatroskane oblicze zaglądającego pod stół Xabiego, nie poświęciła mu jednak uwagi. Wolała uciec.
I to właśnie zrobiła, wyłoniwszy się z powrotem na światło dzienne. Bąknęła jakieś niewyraźne przeprosiny, po czym z pochyloną głową wypadła niemal na oślep przez szeroko otwarte drzwi, wiodące na obficie ukwiecony taras.
- A tej co? - skomentował mocno niedyplomatycznie Sergio Ramos. - PMS, czy jak?
- Ramos, hamuj się nieco - rzekł Iker na autopilocie.
Xabi tymczasem odłożył sztućce, otarł usta serwetką i podążył za dziennikarką. Jako dżentelmen nie mógł siedzieć bezczynnie, gdy kobieta miała kłopoty... a przynajmniej tak usiłował to sobie wytłumaczyć.
Chociaż taras miał powierzchnię średniego stadionu odnalezienie Fernandy nie było trudne. Wystarczało podążać za rozpaczliwym szlochem, jaki dziewczyna z siebie wydawała. Xabi przedarł się między bujnie ukwieconymi rododendronami, ominął donicę z jakimś tropikalnym zielskiem, potknął się o leżak i podniósł obsypaną różowymi kwiatami gałąź hibiskusa, spod którego dobiegało spazmatyczne łkanie.
Pod krzewem siedziała drżąca kupka nieszczęścia, opierająca czoło o własne, wysoko podciągniete, kolana i zanosząca się płaczem. Xabi usiadł obok niej, po czym skonstatował, że coś go uwiera w pośladek. Sięgnął, wydarł sobie spod tyłka telefon Fer, odłożył go na brzeg donicy, po czym objął dziewczynę delikatnie ramieniem.
Podskoczyła, jakby kto ją prądem raził.
- Co pan... co pan tu robi? - zapytała w popłochu.
- Mógłbym zapytać panią o to samo - odpowiedział Xabi łagodnie. - Czy coś się stało?
- Ja... - Fernanda nie mogła zebrać myśli. - Ja... Mój Boże, nie moge panu powiedzieć...
Znowu zaczęła płakać, jej szczupłe ramiona zatrzęsły się. Xabi uspokoił je delikatnym głaskaniem.
- Nikomu... nikomu nie mogę powiedzieć - wyjąkała. - Jestem przeklęta!
- Proszę tak nie mówić - Bask podniósł palcem podbródek dziewczyny. - Jest pani cudowną kobietą.
- To nie... to nie... to nieprawda - Fer odwróciła pospiesznie spojrzenie od bursztynowych oczu Alonso. - Nie jestem cudowna... Nie jestem... Och, gdyby pan wiedział, jak bardzo nie jestem!
Xabi delikatnie otarł łzy dziewczyny opuszkami kciuków.
- Mówię to, co widzę - odparł z prostotą.
Dotyk piłkarza wywołał w Fernandzie wewnętrzną burzę, nie mogła oderwać od niego spojrzenia. Ten mężczyzna był tak inny od prześladującego ją od lat psychopaty, delikatny i subtelny a przy tym emanujący męskością. Przyciągał ją niczym magnez, jakby złączyła ich niewidzialna nić, której nic nie zdoła zerwać.
Xabier nie namyślał się długo, pochylił głowę chcąc ucałować drżące od płaczu usta Fernandy. Była taka krucha i delikatna, budziła w nim dawno zapomniane odruchy i uczucia, chciał ją przytulić i roztoczyć wokół niej opiekuńcze skrzydła. Zamknąć ją w swoich ramionach już na zawsze, ktoś z zewnątrz pomyślałby że całkowicie oszalał, że pomylenie padło mu na mózg. Nie potrafił tego racjonalnie uzasadnić z jednej strony budziło się w nim pierwotne pożądanie, z drugiej zaś chciał być czuły i delikatny.
Usta dziennikarki i piłkarza dzieliły już tylko milimetry, gdzieś na zachodzie czerń nieba rozświetlił błysk, po którym przetoczyło się ciche mruknięcie zapowiadające nadchodzącą burzę. Powietrze było gęste i tak duszne, że można je było pokroić na równe kawałeczki. Gdy wargi Xabiera delikatnie musnęły drżące usta Fer w jej ciele coś eksplodowało, coś co długo czekało w uśpieniu.
Gorąca ciecz, niemalże rozdzierała jej żyły buzując w nich niczym mocny trunek nasączony gazem. Ugięły się pod nią nogi, gdy dłonie Alonsa wtargnęły pod jej bluzkę, pieszcząc nagie plecy.
Oszalałem- pomyślał Xabi gdy jego język badał wnętrze ust Fer, tańcząc z jej językiem erotyczne tango. Zapomnienie trwałoby dłużej, gdyby nie głośne tąpnięcie za ich plecami. Nie był to grzmot, burza bowiem dopiero co zapowiadała swoje przybycie. Ktoś wszedł na taras wywracając donicę z egzotycznymi kwiatami, klnąć głośno.
Fernanda oderwała się od Xabiego, odskakując na bezpieczną odległość. Bask spojrzał w stronę drzwi od tarasu, przy których leżał Ramos. Miał ochotę podnieść kolegę i wytargać go za uszy.
Sergio widząc, że ewidentnie pojawił się w złym miejscu o złym czasie, próbował załagodzić napiętą sytuację.
- Nie pytam co tu robicie...- palnął, momentalnie gryząc się w język. - To znaczy chciałem powiedzieć, że wiem co tu robicie, ale nie chciałem wam przeszkadzać...
- Ramos!- syknął Xabi.
Sergio widząc wkurzonego kolegę, bąknął coś i szybko ewakuował się z tarasu, zostawiając Xabiego samego, gdyż Fernanda czmychnęła do siebie zostawiając swój telefon.
Bask podniósł go w momencie w których przyszła kolejna wiadomość od Federico.
Sergio wpadł do pokoju gier prawie wywracając przechodzącego obok Fernando Torresa. Madrydczyk w ostatniej chwili odskoczył unikając zderzenia z rozpędzonym stoperem.
- Ramos goni cię teściowa?- z fotela pod oknem odezwał się rozbawiony Pepe Reina.
- Gorzej!- jęknął teatralnie. - Alonso zaraz tutaj wpadnie i rozmaże mnie jak robaka na przedniej szybie porshe.
- Xabi jeździ Audi. - słusznie zauważył Isco, odrywając wzrok od ekranu laptopa.
Sergio spojrzał na niego przez chwilę się zastanawiając co młody chciał mu przekazać, gdy nie zakumał o co chodzi przeszedł do meritum sprawy.
- Poszedłem na taras żeby odetchnąć świeżym powietrzem.
- Taaa tym brazylijskim zaduchem. - wyzłośliwił się Costa.
- Zamknij mordę Costa!- Villa uniósł dłoń niczym cezar. - Opowiada Ramos, potem możesz wtrącić swoje trzy grosze.
Diego łypnął na kolegę z Atletico niczym zraniony niedźwiedź, milknąc ostentacyjnie.
- Oni się całowali!- wydyszał Sergio.
- Kto?!- wtrącili się Cesar i Jordi.
- Alonso! - dodał stoper Realu. - Alonso z tą Fernandą! I to jak się całowali!
- Prawdopodobnie całowali się ustami o tak!- wyzłośliwiał się Koke.
- Potem on zbadał jej migdałki. - zarechotał Jordi.
- Lekko ją macając...- produkował się Gerard.
- Cisza!- ryknął Iker. - Co wy jesteście jakieś pieprzone plotkary? Nie wasz interes z kim całuje się Alonso to raz, dwa Ramos nawet jeśli coś widziałeś nie powinieneś mówić wszystkim tym orangutanom!
- Zawsze moja wina!- Sergio spojrzał na przyjaciela z urazą. - Chciałem was tylko poinformo...
Casillas nie pozwolił mu dokończyć, miał dość bezmyślności Ramosa. Jeśli Brodaty chce się z kimś całować i dobrowolnie dać się omotać babie to jego sprawa.
- Czujemy się poinformowani, ale nie potrzebujemy zbędnych komentarzy.
- Casillas tak mruczy, bo jego Sarunia już dawno zamknęła mu drzwi do ogrodu rozkoszy. - Costa jak zwykle popisał się epickim chamstwem.
Villa i Reina spojrzeli na siebie porozumiewawczo a potem na Costę z politowaniem. Iker nic nie powiedział, ostentacyjnie opuścił pomieszczenie trzaskając drzwiami.
__________________________________________________________________
Oddajemy w Wasze ręce kolejny rozdział naszej wstrząsającej opowieści. Mamy nadzieję, że Wam się podoba bo my jesteśmy zadowolone.
Pozdrawiamy serdecznie Fiolka&Martina :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tak! Macie wielki powód do dumy, bo ja płakałam ze śmiechu! Costa rozwala system za każdym razem! Villa cezarze ♡ No i Xabi z Fer sie troszeczkę zapomnieli, ale to nic.. Takie pozytywne zapomnienie ;D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
pierwsze co powiem to: oh jak ja temu Ikerowi współczuje! nie dość, że Sarcia demonstruje swoje fochy, to jeszcze nie obchodzi sie bez niemiłych komentarzy innych. Santo pewnie jest tym wszystkim zmęczony, nie dziwie mu się.
OdpowiedzUsuńRamos... plotkarz jeden! niech sie swoją fryzurą zajmie a nie życiem innych. ciekawa jestem konfrontacji Xabiego i Fer po tym, co między nimi zaszło. do kolejnego! ;)
nowy bohater = kłopoty?
kim okaże się intruz, który "zagości" w kuchni Fabregasów?
rozdział trzeci - para-siempre-fcb.blogspot.com
serdecznie zapraszamy razem z Julią ;)
Costa moim nowym idolem! Prawie się popłakałam ze śmiechu, naprawdę! :D
OdpowiedzUsuńZ taką ekipą nie można mieć spokoju, aż mi naprawdę czasem szkoda del Bosque. A już najbardziej Ikera! Nie dość że ma siedem światów z kolegami, to jeszcze na dziennikarska wywłoka strzępi mu nerwy.
czekam na nowy rozdział!
;))
Ja nie wiem co ten Ramos takiego w sobie ma, że każdy go kreuje na takiego typowego 'ciemnote' , że tak to ujmę :D Ale jak z nim wesoło! Na miejscu Xabiera bym go zabiła. Nie dość, że wyczucia to on nie ma za grosz, to jeszcze paple tym jęzorem na lewo i prawo.
OdpowiedzUsuńJaki ten Iker tutaj biedny. Panna Carbonara to zdecydowanie zło wcielone i Casillas powinien się jej pozbyć! A ja mam skrytą nadzieję, że koledzy mu w tym pomogą.
Czekam na nowy! ;))
Ramos! :D Pękałam ze śmiechu, gdy 'nie przeszkadzając' wparował na taras. Najlepsza ekipa ever! Tylko szkoda mi Ikera :C biedny facet z niego jest... ach, ta Sara... go doprowadza do szału, a mnie do śmiechu. :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie się Was czyta! Czekam na kolejny!
oj, nie dziwię się że jesteście zadowolone, rozdział jest genialny! obie macie wielki talent :))
OdpowiedzUsuńco do rozdziału: kurde, Ramos mnie po prostu rozwala xD plotkarz jeden! on zawsze wie kiedy wejść :D
za to Costa irytuje mnie do granic możliwości, no bo jak można być tak chamskim?!
strasznie szkoda mi Fer :( ten facet musi jej dać spokój, ale mam wrażenie, że to nie nastąpi tak szybko... Xabi, ahh, dżentelmen ♥ podoba mi się taka wersja Xabiego i to bardzo! :D
czekam na następny <3
Wasz Costa jest tak samo wkurzający, jak ten prawdziwy.
OdpowiedzUsuńUwielbiam za to wszystkich pozostałych, całą tę zgraję. Z trenerem na czele :D
Plotkary wstrętne :P tylko Iker ich pilnuje. Bez niego to już by całkowity upadek obyczajów nastąpił :)